czwartek, 12 listopada 2009

Wystawa poplenerowa Smołdziński las, Coffee House ul Fredry 2, Poznań, 12 listopada 2009 godzina 19:00








Od 2007 roku polsko-niemiecka grupa amatorów sztuki, połączonych wspólną pasją i więziami przyjaźni, spotyka się na plenerze w Polsce, wybierając piękne przyrodniczo miejsca, o pejzażu nieskażonym cywilizacją industrialną, a efekt jest tym większy, że odbywają się one w ostatniej dekadzie czerwca, gdy natura znajduje się w fazie swojego najwspanialszego rozkwitu. Trzon grupy tworzą Jagoda Górska, Teresa Grabowska, Roman Knychała, Heinrich Kossok, Zbigniew Okopski, Margret Schlunke, Harald Schlunke, Agnieszka Spiegelhalter, Wojciech Warchoł, Brigitte Zander, Kay Zapel oraz pisząca te słowa.
Zorganizowana przez Sebastiana Gierza w Coffee House wystawa jest pokłosiem ostatniego, trzeciego już pleneru, który odbył się w tym roku w Smołdzińskim Lesie na skraju Słowińskiego Parku Narodowego. Pierwszy plener miał miejsce w Puszczy Drawskiej, w Przeborowie nad Drawą, drugi w Banicy koło Wołowca w Beskidzie Niskim, rozsławionym prozą Stasiuka. Tym razem udaliśmy się śladami wybitnych niemieckich ekspresjonistów na Pomorze Środkowe.
Inspirowało ono Maxa Pechsteina, ożenionego z córką właściciela hotelu w Łebie Karla Schmidta-Rottluffa, spędzającego corocznie okres od wiosny do jesieni najpierw w Jarosławcu potem w Rąbce nad Jeziorem Łebskim a także Lyonela Feiningera, Amerykanina niemieckiego pochodzenia, który odkrył dla siebie Mrzeżyno. Jak wspominał w jednym z wywiadów udzielonych w USA, gdzie mieszkał od 1937 roku: Pomorze i Bałtyk: to było kiedyś. Znam je dokładnie, ponieważ decydująco wpłynęły na moją całą twórczość. A i dzisiaj jeszcze jestem zafascynowany wrażeniami, których tam doznałem. Tutaj nie ma niczego, z czym można by to porównać. Podobnie czuł urodzony w Słupsku Georg Grosz, czemu dał wyraz, wspominając swoje dorastanie w tym mieście: Dobrze jest dorastać w małym mieście, tak jakby w połowie na wsi. Wszędzie blisko jest natura, pola i łąki zaczynają się za domami, i wiatr, tak mi się wydaje, wieje silnie i świeżo od morza.
W naszych pracach pojawiły się jeziora Dołgie Wielkie i Gardno z malowniczą zatoką rybacką, port w Rowach, Kluki, Czołpino z latarnią morską, smołdzińskie łąki i sosny, a podczas deszczu malowaliśmy wybranego modela, Kay, Jagodę lub Wojtka.
Niepowtarzalną atmosferę naszych plenerów buduje wiele czynników. Ważne są wspólne poznawanie nowej okolicy, wyjazdy na motywy, atmosfera twórczego skupienia podczas malowania modela, dyskusje przy wieczornych przeglądach całodziennego żniwa, czyli nowopostałych prac, inspiracje wzajemne i płynące z przywiezionych albumów oraz oglądanych prezentacji, biesiadowanie połączone z muzyką. I jeszcze to coś nieuchwytnego, co tkwi w ludziach, co sprawia, że czeka się cały rok na ostatnią dekadę czerwca, żeby znów się zobaczyć.
W ostatnim plenerze uczestniczył poza wymienionymi członkami grupy Klaus Werner z Atelier Römerberg w Wiesbaden, będącej również dla pozostałych uczestników z Niemiec pracownią macierzystą. Natomiast w poprzednim, banickim plenerze uczestniczyli Agnieszka Zawisza i Salvatore Ravo z córeczką Miriam, małżeństwo artystów z Neapolu. Należy podkreślić, że na obecnej wystawie eksponowany jest jedynie niewielki ułamek mnogości obrazów, rysunków i fotografii, które wówczas powstały.
Grupa nie reprezentuje jednolitego nurtu artystycznego, a każdego z uczestników pleneru cechuje swoisty temperament artystyczny. Niech prezentowane na wystawie prace same przemówią w imieniu swoich twórców.

Joanna Bryl